OFICERKI RADOŚCI

by Karolina Jasiniak

Właśnie dopijałam sok z selera i nastawiona byłam na typowy poranek selfcare, czyli coś dla SIEBIE. Była to sobota i szykowałam się do praktyki na macie. Ale, no cóż, nastąpiła nagła ZMIANA planów. Wydawało mi się, że ELASTYCZNOŚĆ to moje drugie imię, ale w ciągu paru chwil zalała mnie krew! I właśnie o tym będzie ta opowieść… o chęci przegryzienia aorty, niezgody na „wrzuty”, braku akceptacji rzeczywistości i lekcji POKORY, jaką los mi zesłał.

Dzwoni szewc z komunikatem, że oficerki do jazdy konnej jednak udało mu się zrobić i mogę odebrać. Hurra! Córka będzie miała na nogach swoje buty, w trakcie otwartych parkurów treningowych. W związku z tym, że w każdych butach noga układa się w specyficzny sposób, własne – zawsze są w cenie. W świecie jeździeckim szczególnie. Nawet drobne zmiany ustawienia stopy mają wpływ na jakość komunikatu przekazywanego koniowi, przez ludzką łydkę w cholewce oficerki. Mając tego świadomość bardzo ucieszyłam się z otrzymanej wiadomości.

To tyle na temat porannej radości. Natychmiast popłynęła fala niezadowolenia, bo moje ego zawyło: ZNOWU rezygnujesz ze swoich planów (chciałam stanąć na matę), ZNOWU zadowalasz najpierw innych (czytaj: przedkładasz załatwienie sprawy ponad swoje potrzeby), nie dbasz o siebie, TWOJE PLANY trafił szlag (mistrzyni organizacji – dobre sobie…), i z drugiej mańki: ale egoistycznie zachowujesz się… i adrenalina wypływa mi uszami.

Tak stoję przy blacie w kuchni żując gorzkie myśli. Nawet sok z selera przestał mi smakować. Patrzę na zegar ścienny i staram się tak planować kolejne ruchy, by wycisnąć z nadchodzącej godziny więcej niż ma minut. Z wściekłością nie potrafię zdecydować na co postawić: czy cieszyć się tymi oficerkami, czy dołować, że porzucam własne plany. Pani OPTYMALIZACJA rusza do ataku, z wielką mocą, bo na wkurwie. Wielka WINA zwycięża chowając się pod hasłem RACJONALIZACJA. Nawet nie wspomnę o żelaznym płaszczu ODPOWIEDZIALNOŚCI.

Wskakuję pod prysznic, bo moja fryzura w stylu „piorun w rabarbar” odebrała mi resztki dobrego samopoczucia. Nawet mojego męża rodowe hasło mocy – „kto mnie zna to mnie pozna, a kto nie zna nic mu do tego” nie zadziałało. Ponadto Pani Optymalizacja już ogarnęła co po drodze zrobi, by nie była to taka „wielka strata”, ta zmiana planów… sama jeszcze nie wiem czego „strata”.

Z prysznicem to też nie taka łatwa sprawa, bo muszę (czyżby muszę, czy może wybieram?) skorzystać z łazienki dzieci, by nie przeszkadzać mężowi, który odsypia nocną zmianę. Prawda, że moje ego umie pięknie i zajadle podsycać ogień złości? Przecież to MOJA DECYZJA, że zmieniam łazienkę. Jak mi TAK źle, to co jest ważniejsze? Chwila szemrzącej wody w nieświadomym śnie męża, czy litania mojej MĘCZENNICY?

Jednocześnie świadomie próbuję rozwojowo obserwować oddech i przesuwać suwaki mojej samoregulującej konsolety. Nic nie pomaga, nakręcam się dalej. W głowie wojna dwóch światów – troskliwej matki-załatwiaczki i dojrzałej kobiety skupionej na projekcie selfcare, czyli przekładając na nasze: „teraz moja kolej”.

Wsiadam do auta, jadę do szewca, odbieram… jednego buta! QURWA!!! Wracam do domu i z drogi dzwonię do dziecka z pytaniem, gdzie zostawiła prawego, choć wiem mniej więcej, gdzie mogę go znaleźć. Idiotyczny nawyk, PRZERZUCANIE ZŁOŚCI NA INNYCH. Jak odkładam telefon jest mi bardzo przykro.

Ta przykrość najprawdopodobniej była mi potrzebna, bym ogarnęła się. Dotarło do mnie, że przecież MAM WYBÓR w decydowaniu o tym CO UZNAJĘ, ŻE DAJE MI RADOŚĆ! Hello, tu Ziemia! Czyż nie dostarczenie oficerek na przejazd, właśnie na TEN dzień, było dla mnie ważne i dawało miłe ciepełko w serduchu? Zatem co było nie tak, że zaliczyłam taki rollercoaster uczuć?

Stawiam tezę, że wcześniej usiłowałam kroczyć ścieżką selfcare bez radości, tej głębokiej i prawdziwej, wykonując szablonowe działania z poradników (joga, medytacja, kąpiel, olejki, książka itp.). Owszem są to przyjemne chwile. Jednak w takim podejściu rządzi logiczne ego – teraz czas zająć się sobą, ile można służyć, kiedy zadbasz o siebie itp., z poziomu braku. Wówczas na pierwszym miejscu pojawia się JA, zamiast odpowiedź na pytanie:

„Co mi daje radość i czy wybieram właśnie to?”

W tej lepszej wersji, z uczuciem radości, decyzja JA – TY/WY/ONI nie będzie zgniłym kompromisem, tylko harmonijnym wyborem i wyważoną decyzją, szczęśliwą i radosną. Osobiście jestem bardzo podekscytowana dzisiejszym odkryciem i potwierdzeniem mojej teorii, że CELEM CZŁOWIEKA JEST UWALNIANIE POTENCJAŁU ODCZUWANIA RADOŚCI. Te oficerki są na to kolejnym dowodem!

A jak ma się Twoja radość?

P.S. Do stajni dojechałam uchachana, pełna radości, szczęśliwa, że zdążyłam. Naprzeciw wybiegła moja Córka, też szczęśliwa. Przeprosiłam, za ten telefon złości, podziękowałam za wspaniałe doświadczenie rozwojowe. Trening miała bardzo udany…, ja też. 😉

Related Posts

Leave a Comment