Tabletki opatrzone hasłem „forte”, niby najsilniejsze bez recepty, nie działają. Dopiero kolejna i jeszcze jedna z innej serii zaczęły dawać pewną ulgę, ale dziewczę i tak zdecydowało udać się w objęcia Morfeusza. I dobrze! Sen, to najlepsze lekarstwo, jak mawiała moja babcia, mama i pewnie ich bacie i mamy.
Plimknął sygnał Messengera. Jest 9:00 rano, właśnie siadłam do roboty. – Mamo, możesz po mnie podjechać do szkoły, bo strasznie boli mnie brzuch? Nooooo, niecodzienna to prośba, raczej rzadka, niepokojąca.
Wsiadam w auto, podjeżdżam pod szkołę, czeka na mnie zapłakana licealistka. Po rocznym treningu z psychologiem i „paru zadaniach rozwojowych” z obszaru depresji reaguję empatycznie, z równowagą i spokojem. Ruszamy prosto do apteki po coś rozkurczowego, bo w domu ani jednej piguły. Szlag trafił matematykę i biologię. Pomartwimy się później.
Spała ponad 6 godzin w ciągu dnia, tak po prostu. Można ten zły stan samopoczucia przypisać menstruacji, ale to nie do końca jeden wór. Nigdy tak nie miała. Z kolei, dlaczego sen miałby tu tyle zdziałać? Wstała zmieniona, zrelaksowana, choć odczuwająca dyskomfort w trzewiach.
Można by przejść nad tym do porządku dziennego albo zastanowić się, czego było za dużo w tym dniu, czy całym tygodniu? Jakie sygnały alarmowe ciało wysyłało?
Stawiam na przeciążenie układu nerwowego spowodowane napięciem, że jest za mało czasu na wszystko, że doba jest za krótka, by zmieścić wszelkie narzucone „życiem” zadania. Tempo, walka z wyzwaniami dnia codziennego, niedobór snu, nadmiar decyzji do podjęcia. Przedkładanie wykonania zadań nad odpoczynek i potrzebę balansowania samopoczucia to klasyczne przeciąganie struny. Właśnie wtedy, nieświadomie, odpalamy system alarmowy naszego układu nerwowego. W odpowiedzi „wywala nam krańcówka”, jak w obwodach elektrycznych. W opcji „najzdrowszej” jakikolwiek ból, klasyczny „paluszek i główka”, odcina nas od dalszych stresorów. Znasz ten stan, jak już nic nie ma znaczenia, „bo tak mnie łeb nap…”? Jak mamy fart, to zapadamy w sen, a jak nie, to… krok po kroku zmierzamy do katastrofy. Kończymy dzień zamrożeniem albo awanturą. A gdzie work-life balance?
Jak zapobiegać kryzysom wyczerpania?
Zapobiegać możesz tylko wtedy, gdy nauczysz się wychwytywać drobne sygnały wskazujące na zbliżające się zagrożenie. Tak, NAUCZYSZ! To nie jest umiejętność wyssany z mlekiem matki. Mogą to być sygnały z ciała takiej jak: spięte mięśnie, ucisk w brzuchu, zacisk gardła, przypływ adrenaliny, nagły ból czy zapach, na który wcześniej nie zwracałaś uwagi. Dosłownie każda zmiana w ciele może być wskazówką, że jesteś po drugiej stronie lustra. Natomiast dobrym wskaźnikiem z głowy, tego jak naprawdę się czujesz, są myśli. Jeśli krążą wokół tego, że: ktoś, coś zrobił / nie zrobił; powinien / nie powinien; jest taki, śmaki czy owaki (oceniasz), to wiedz, że czas się ewakuować i zadbać o układ nerwowy. Samo lepiej się nie zrobi.
Najłatwiej jest zacząć od oddechu, ponieważ nieświadomie wstrzymujesz zarówno wdech jak i wydech, zależnie od tego w jakiej fazie procesu wentylacji coś się zadziało, bo to przygotowanie do trybu – walcz – uciekaj.
Zauważenie tego, że naturalny oddech jest inny, niż oczekujesz, jest pierwszym i najważniejszym krokiem procesu regulowania swojego samopoczucia.
Bez tego ani rusz! Nie skupiaj się na modyfikacji rytmu ani na technikach oddechowych. Tylko zauważ, jak pracują płuca i chwilę poobserwuj. Samoczynnie zadzieją się przynajmniej dwie magiczne rzeczy! Organizm naturalnie będzie starał się przywrócić oddech, a chwila skupienia na obserwowaniu wewnętrznego procesu uwolni Twój umysł i da przestrzeń, by ogarnąć, że masz wybór, jak dalej postępować. Tylko tyle i aż tyle.
W kolejności można pracować na oddechem, myślami, emocjami, ciałem. To potem. Zdecydowanie później. Nie można zacząć gotować smacznej zupy od środka przepisu. Po latach różnych praktyk rozwojowych na wielu płaszczyznach wiem, że najważniejsza jest nauka obserwacji oddechu. To podstawowy krok w stronę samoświadomości, która jest kluczowa w procesie samoregulacji.
Udanego dnia ze świadomym naturalnym oddechem, jakikolwiek by nie był. Nie zmieniaj go, zauważ. Jest na pewno odpowiedni, bo Twój, tylko Twój!
Powodzenia!
[1] Krańcówka – wyłącznik krańcowy obwodu elektrycznego, ma za zadanie całkowite odłączenie urządzenia od zasilania. Osprzęt odgrywa rolę zabezpieczającą odbiornik np. przed jego przegrzaniem bądź wykonywaniem pracy w niewłaściwy sposób.