Zapadła decyzja, kupujemy motocykl, kolejny już … dla nastoletniej córki. Najlepiej KTM Duke 125. Dobrze czytasz… Tak, dla 16-latki. Spodziewam się, że teraz w Twojej głowie pojawiły się pewne standardowe epitety na tę okoliczność. Jako rodzice też mocowaliśmy się z tym tematem, jak skończyła lat 14-ście. Zaczęła od kategorii AM, dozwolonej od tego wieku. Nie jest to lans, zachcianka i brak naszej wyobraźni, zwłaszcza, że jedynymi jednośladami w naszej rodzinie są rowery.
W brew pozorom nie jest to opowieść o kupowaniu motocykla, ale o przegrzewaniu systemu nerwowego. Pewnie pomyślisz z sarkazmem, że przegrzewaniu rodzicielskiego systemu nerwowego, bo jak można było być takim nieodpowiedzialnym (łagodnie mówiąc), by dać nastolatce motocykl! Skuter byłby do przełknięcia, ale normalny motocykl?!
A no można podjąć świadomie taką decyzję, będąc w pełni władz umysłowych. Oczywiście, że mamy dusze na ramieniu, kiedy jeździ. Nie bagatelizujemy myśli, że może się coś stać, bo może. Jednocześnie mamy świadomość, że jadąc autobusem do szkoły może również mieć wypadek, choć statystycznie jest to mniej prawdopodobne. Ogarniamy to. Zatem co jest na przeciwległym krańcu tych rozważań?
Nie spodziewasz się. Naprawdę chodzi o PRZECIĄŻENIE UKŁADU NERWOWEGO. Mieszkamy na wsi, co prawda na obrzeżach wielkiego miasta, ale jednak. Tłok w komunikacji miejskiej i problemy z dojazdem dotyczą nas każdego dnia. Słusznie pojawia się pytanie, czy to faktycznie powód, by narażać nastolatkę i to dziewczynę na TAKIE zagrożenie? Przecież z powodu tłumu cierpi 80% ludzkości i jakoś żyje. No właśnie! Zatem co w tej układance jest większym zagrożeniem? Hipotetyczne uszkodzenie ciała w wypadku drogowym czy permanentna NADREAKTYWNOŚĆ układu nerwowego, która w konsekwencji prowadzić może do ZABURZEŃ W RÓWNOWADZE EMOCJONALNEJ, a w skrajnych przypadkach do DEPRESJI? Niestety nie ściemniam.
Schody zaczynają się z chwilą, gdy ludzie nie dają rady sprawnie WYREGULOWAĆ własnego układu nerwowego po przebodźcowaniu. Zatłoczona komunikacja miejska jest właśnie takim kilerem dla równowagi emocjonalnej człowieka. Ciągła ekspozycja ciała i umysłu na stresory powoduje, że w pewnym momencie odpala się bezpiecznik i człowiek „wyłącza” się. Pewnie znasz ten stan. Może się objawiać zamrożeniem reakcji, emocjonalną nieobecnością, brakiem uważności, potwornym zmęczeniem lub odwrotnie: gniewem, agresją, wybuchami złości. O jakich bodźcach mówię?
Jeśli chodzi o tłum są to takie stresory jak: wzrokowe (sam widok masy ludzi), słuchowe (hałasy ulicy, ludzi głośno mówiących), węchowe (zapachy w przegrzanym autobusie), cielesne (pasażerowie tłoczą się przekraczając własne strefy komfortu), emocjonalne (poczucie marnotrawstwa czasu) itd.
W tym świetle, czy spokojna jazda motocyklem nie jawi się jako czas relaksu i proces równoważenia układu nerwowego? I tak jest w przypadku naszej nastoletniej córki, co odkryliśmy w zasadzie niedawno. Przyjeżdża do domu uśmiechnięta, owszem zmęczona, ale nie wyczerpana, łatwiej jest jej zapanować nad innymi emocjami.
Kluczem do osiągania równowagi emocjonalnej jest wyłapywanie stresorów, które dla każdego człowieka układają się w inny kolaż, a potem takie działanie, by je świadomie eliminować lub uczyć się zapobiegania ich wpływowi na nasz układ nerwowy.
Dla córki takim wyzwaniem jest komunikacja miejska, dla nas zresztą też. Jak mam gdzieś jechać autobusem, to choruję długo przed i po takiej jeździe. Doprowadza mnie do szału nadmiar wszystkiego, choć nie uważam się za osobę nadwrażliwą. Myślę raczej o sobie, że jestem „normalsem”, a ci, którym nadmiary bodźców nie przeszkadzają nie zdają sobie na razie sprawy, jak napięty i eksploatowany mają układ nerwowy. A może jesteśmy rodziną WYSOKOWRAŻLIWYCH?
A Ty, gdzie jesteś? Lubisz ciszę i spokój? Marzysz o tym, by dotrzeć do domu i pobyć ze sobą, czy już masz tak rozregulowany układ, że nie umiesz „zrelaksować się” bez bodźców ciężkiego kalibru jak Fb czy Twitter?